W tym roku po raz kolejny wybraliśmy się na Wyspy Zielonego Przylądka, aby spędzić tam leniwe wakacje All Inclusive. Po raz pierwszy przyjechaliśmy na Cape Verde dwa lata temu na wyspę Sal. W tym roku wybraliśmy trochę większą wyspę - Boa Vista, położoną nieco dalej na południe.
Wyspy Zielonego Przylądka położone są o nieco ponad 6 godzin lotu od Londynu i zapewniają słońce i cudowne, piaszczyste, białe plaże. Choć, jeśli nastawiacie się na kąpiele w morzu - to może się to okazać trudne, ponieważ wieją tu silne wiatry - ocean jest mocno wzburzony i potężne fale uniemożliwiają pływanie - są zwyczajnie niebezpieczne - na plaży wywieszona jest czerwona flaga i wszyscy przestrzegają przed wchodzeniem do wody. Można pomoczyć sobie nogi i pospacerować po mięciutkim piasku. Fale są tak duże i silne, że gdy fale odpływają i idziemy tylko po mokrym piasku, jednak gdy fala przybija mamy nagle wodę do ud, a jej siła jest na tyle duża, że może nas przewrócić.
Hotelowy basen, wodne leżanki i jacuzzi rekompensują jednak tę niedogodność. Baseny są na tyle duże i rozlegle, że nie było problemu z pluskaniem się i nikt nikomu nie wchodził na glowę.
Wakacje na Boa Vista to wakacje zdecydowanie dla osób pragnących słońca, plaży i błogiego lenistwa. Na wyspie nie ma zbyt wielu atrakcji, a sam krajobraz jest prawie pustynny, miejscami wręcz księżycowy, widać tylko błąkające się stadka kóz lub smętnie włóczące się osiołki.
Zdecydowanie nie jest to miejsce dla osób preferujących gwar, zakupy i rozrywki w postaci pubów czy dyskotek, takie osoby odsyłam na Ibizę lub do Benidorm. Na Wyspach Zielonego Przylądka jest cicho i spokojnie, przybywa się tu, aby odpocząć od codziennego zgiełku i towarzyszącego nam nieustannie gwaru i hałasu. Przyjeżdża się tu powylegiwać na plaży lub przy basenie, można zażywać kąpieli wodnych i słonecznych, relaksując się z książką lub przy jakiejś grze.
Sądzę, że każdy od czasu do czasu potrzebuje tego typu wakacji - totalnego relaksu i odpoczynku, czasu kiedy wszystko ma podane na tacy i kompletnie nic nie musi robić. Nie ma żadnych obowiązków, nie goni go czas, a na zegarek zerka tylko po to aby sprawdzić czy nie nadszedł czas na posiłek.
Hotel, który wybraliśmy (napiszę o nim więcej w osobnym poście) położony był w odludnej części wyspy i w jego okolicy nie było zupełnie nic. Kompleks jest samowystarczalny, wszystko jest na miejscu, a dla spragnionych zakupów na terenie hotelu jest nawet kilka sklepików (z pamiątkami i ubraniami, a także spożywczego, gdzie spragnieni Brytyjczycy kupowali swoje ulubione chipsy!). Wieczorami przy barach było gwarno, ludzie zbierali się tu, aby obejrzeć występ artystyczny, posiedzieć w gronie innych wczasowiczów lub poklikać w internet, ponieważ w głównym lobby było wi-fi. Po występach artystycznych można było udać się na karaoke, gdzie jedni śpiewali, a inni tańczyli i dobrze się bawili. Jeszcze później, jeśli ktoś miał ochotę, można było zajrzeć na dyskotekę i tu się wyszaleć. Atrakcje te są usytuowane z dala od mieszkalnej części hotelu i z pewnością nikomu nie przeszkadzały, a co więcej dyskoteka była wytłumiona i nawet nie było jej słychać przed drzwiami wejściowymi, a muszę dodać, że w środku wcale nie było cicho.
Także jak widzicie rozrywek było sporo i każdy mógł znaleźć coś dla siebie i raczej nie można było się tam nudzić;)
Na wyspie organizowane są oczywiście różnego rodzaju atrakcje i wycieczki, głównie przez operatorów wakacji i są one stosunkowo drogie, a na dodatek znacznie rozdrobnione, tzn. proponują jedną wycieczkę na zachód wyspy na pół dnia za £30-40 od osoby, a druga na północ wyspy za podobną cenę, a wyspa jest na tyle mała, że można ją objechać i zwiedzić w jeden dzień - wypożyczenie samochodu to około £60 plus paliwo (na dwie osoby), do tego niestety obowiązuje limit kilometrów. Dlatego też zdecydowaliśmy się na wypożyczenie samochodu i samodzielne zwiedzenie wyspy (o czym napiszę w kolejnym poście), ma to swoje niewątpliwe uroki i stanowi pewne wyzwanie i ciekawą przygodę. Poruszając się autem można zatrzymać się w dowolnym miejscu, podziwiać widoki i robić zdjęcia, bez zbędnego pośpiechu i oglądania się na innych. Maleńkie wioski rozsiane po wyspie są niezwykle urokliwe, czyste i kolorowe, a ludzie pogodni i przyjaźni.
Największą atrakcją wyspy są, wspomniane już przeze mnie cudowne plaże. Silne wiatry i spore fale sprawiają, że wyspa stanowi raj dla windsurferów.
Inną atrakcją wyspy są wraki statków, które rozbiły się o tutejsze wybrzeża, najsłynniejszym z nich jest hiszpańska Santa Maria, która poszła na dno u wybrzeży Boa Visty w 1968r. Do tego wraku niestety nie udało nam się dojechać, a szkoda, bo mógł to być ciekawy widok. Trochę wystraszono nas mówiąc, że są tam słabe drogi i trudno tam dojechać/trafić, a poza tym kończył nam się limit kilometrów i robiło się późno. Po fakcie myślę, że drogi pewnie nie były takie złe i spokojnie byśmy tam dojechali i trafili i w sumie żałuję, że nie udało nam się dotrzeć do tego wraku. Jednak cóż, nie można mieć wszystkiego.
W tym rejonie w okresie kwietnia i maja przebywają wieloryby, które można zaobserwować podczas specjalnego rejsu, a nawet z plaży, siedząc przy barze, co nam się udało! Niesamowite wrażenie, gdy taka ogromny waleń wyskakuje z wody, a następnie wpada do niej pozostawiając ogromny rozbryzg.
Wakacje na Wyspach Zielonego Przylądka uważam za bardzo udane, miłe i leniwe, było dużo słońca, drinków i kąpieli w basenie. Polecam to miejsce każdemu, kto jest spragniony spokoju, pięknych plaż i błogiego lenistwa, a nie potrzebuje kurortu i towarzyszącego mu hałasu, każdemu kto przez kilka dni chce odpocząć od gwaru wielkich miast, zakupów i innych pokus.
Czy nam się podobało - tak, czy byśmy tam wrócili - nie. Na świecie jest całe mnóstwo fantastycznych miejsc i moim zdaniem szkoda marnować czasu (i urlopu) na odwiedzanie dwa razy tych samych destynacji!
Cape Verde - No Stress!
Pozdrawiam!
Etykiety: all inclusive, foto, Podróże, wakacje