W pracy wielkie zamieszanie, reorganizacja, chca upchnac wiecej ludzi do budynku, w zwiazku z czym beda nam zmieniac biurka i konfiguracje biura. A wszystko to juz w ten weekend. Bardzo jestem cieakwa jak to bedzie wygladalo... Na szczescie nie zmieniamy pietra, ani stronny budynku, tylko przesuwamy sie nieco, wg mojego punktu sidzenia, do przodu. W weekend wkracza tu ekipa od przeprowadzek i na poniedzialek ma byc juz wszsytko zaaranzowane po nowemu.
Jednak zanim do przeprowadzki dojdzie, wszystko musialo zostac ustalone, kto, gdzie i obok kogo bedzie seidzial. Nie obylo sie oczywiscie bez nerwow, przeklenstw i niezadowolenia. Dlugo by to wszystko opisywac, moznaby napsiac dobry scenariusz tasiemcowej telenoweli, ostatecznie po kilku dniach sporow i niepewnosci udalo mi sie utrzymac moje miejsce pod oknem. Bede co prawda siedziala na przeciwko menadzerki, ale mysle ze nie bedzie zle ;) Zdecydowanie wole to towarzystwo niz pewnych innych wspolpracowanikow. No i co najwazniejsze bede miala (mam nadzieje) miejsce na moja roslinke, choc moze wlasciwiej byloby nazywac je drzewkiem, poniewaz jest juz wyzsze ode mnie i ciagle rosnie;)
W przyszlym tygodniu napisze jak sprawdza sie nowy uklad biura, nowe biurko, nowe towarzystwo i w ogole bede Was na biezaco informowac o sytuacji na biurowym froncie:)
Pozdrawiam!
Etykiety: absurd, praca, przeprowadzka