Wietrzny tydzień

Jak w tytule, ten tydzień był okropny, potwornie wiało, a do tego od czasu do czasu siąpiło, padało, bądź lało. Mimo tego postanowiłam jeździć rowerem, bo stwierdziłam że po pierwsze szkoda kasy na autobus, po drugie za długo to trwa, po czwarte do przystanku mam daleko i po piąte nie cierpię słuchać pierdołowatych rozmów w autobusie lub czyjejś muzyki;/ i po szóste nie cierpię czekać nie wiadomo jak długo aż w koncu autobus łaskawie się pojawi, a następnie stać w korku;/ Biorąc to wszsyko pod uwagę, a sami musicie przyznać, jest tego sporo, postanowiłam jeździć rowerem:) stierdziłam, że już lepiej powalczyć trochę z wiatrem, ale mieć z tego przyjemność i satysfakcję niż bezsilnie irytować się podróżujac komunikacją miejską. Po prostu nie lubię być uzależniona od czegoś na co nie mam wpływu;)
Tutejsza pogoda oczywiście mocno dała mi w kość, o tym że silnie wiało już wspominałam, ale to nie wszystko, pogoda zmienia się tu badzo szybko i gdy wychodziłam z domu było pięknie, słonecznie, bezchmurnie, natomiast gdy dojeżdżałam do pracy (niecałe pół godziny) niebo zaciągało się chmurami i tyle ze słonecznej pogody;/ oczywiście niech sobie pada jak jestem w pracy, ale nie jak już z niej wychodze;) niestety są to tylko poboże życzenia. Tak więc dwukrotnie wracając z pracy zmokłam, a ponieważ nadal nie posiadam błotników w moim pojeździe, to tylko wzmaga efekt zmoczenia;/ W czwartek przed pracą musiałam udać się na pocztę odebrać przesyłkę (dzień wcześniej otryzmałam awizo) ponieważ nie mieściła się ona przez otwór na listy w drzwiach. Poczta nie jest daleko, ale na pieszo zajęłoby to sporo czasu, a na dodatek nie mam tam bezpośredniego autobusu, którym mogłabym się dostać do pracy, postanowiłam więc, mimo silnego wiatru, pojechać rowerem, najpierw na pocztę, a następnie do pracy nieco dłuższą, ale jakże przyjemną trasą wzdłuż kanału;) Pogoda była wspaniała, oczywiście gdyby nie potworny, wiejący w twarz wiatr. Jechało sie bardzo przyjemnie, gdyby nie świadomość, że jadę do pracy;)
W piątek jednak padało i wiało odkąd otworzylam oczy, powiedziałam rowerowi "nie" i postanowiłam jednak skorzystać z komunikacji miejskiej, co jednak nie okazało sie rzeczą łatwą, bilet kosztuje Ł1,20 a całodniowy Ł3, jednak najpierw trzeba mieć te drobne i na dodatek równo odliczone:/ tak więc najpierw musiałam pójśc do bankomatu (w przeciwną stronę niż do przystanku) wypłacić pieniązki, potem do sklepu żeby je rozmienić, poczekać na autobus (na szczęście przyjechał niemal od razu), później telepać się w stronę centrum, przesiąść się na autobus do pracy (o dziwo również nie trzeba było na niego długo czekać) no i jeszcze jakieś 20 minut i już jestem w pracy:) a dzień był niesamowity, co chwilę świeciło słońce lub nadciągała ciemna, ciężka chmura i zaczynało strasznie padać, tak że momentami nic nie było widać, po chwili jednak znowu wychodziło słońce i wszystko szybko wysychało. W pracy siedziałam do 14, a następnie postanowiłam wybrać się do centrum handlowego, ponieważ strasznie dawno nie byłam na zakupach;) Spędziłam dużo czasu w księgarni i udało mi się tam znaleść ciekawą książkę związaną z moim nowym zainteresowaniem:

Po powrocie do domu zaczęłam zagłębiać się w historię rozwoju kolei parowej w Wielkiej Brytanii;)